Anna Daria Merska zrodziła się z ziemi podlaskiej i mazowieckiej. Podlaskie korzenia zawdzięcza mamie Alicji, pochodzącej ze wsi Pluty na Podlasiu. Pani Alicja – jako absolwentka Liceum Gastronomicznego w Siedlcach, legitymująca się dobrym świadectwem maturalnym – miała otwartą drogę do Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Los jednak chciał inaczej.
W pałacowej scenerii
W 1984 r. pani Alicja rozpoczęła pracę jako kelnerka w Ośrodku Wypoczynkowym Urzędu Rady Ministrów w Małej Wsi, opodal Belska Dużego, czyli na Mazowszu.
W małowiejskiej kuchni szefowała Julianna Gniadzik, babcia Dariusza Merskiego, młodzieńca, który po niedawnej śmierci ojca gospodarował w Kępinie pod Grójcem. Dariusz po raz pierwszy ujrzał Alicję na weselu w Belsku Dużym, na którym zjawił się w charakterze świadka Pana Młodego, a ona krzątała się jako kelnerka. Miała piękne zielone oczy, więc nosił za nią talerze…
Ślimak pokaż rogi
Niedługo potem Dariusz Merski i Alicja Sawicka wzięli ślub w Grójcu i zamieszkali w Plutach na Podlasiu.
– Urodziłam się – mówi malarka – 1 sierpnia 1986 r. w Siedlcach. Po mnie przyszły na świat trzy młodsze siostry: Wioletta, Joanna i Monika. Wczesne dzieciństwo spędziłam w Plutach. Właśnie tam robiłam na szydełku sukienki dla lalek, a także narysowałam ślimaka, który powiedział mi … co mam robić w życiu.
Pani Żaneta
W 1994 r. państwo Merscy przeprowadzili się do Kępiny. Anna Daria chodziła do grójeckich szkół: Publicznej Szkoły Podstawowej nr 2, Publicznego Gimnazjum oraz Liceum Ogólnokształcącego. Była uczennicą dobrą, cichą, spokojną, zamkniętą w sobie, robiącą swoje.
– Wiele – wyznaje – zawdzięczam nauczycielce Żanecie Pietrzyk. Uczęszczałam na prowadzone przez nią w gimnazjum kółko plastyczne. Martwą naturę, którą wykonałam pastelami, podarowano – w formie wdzięczności za stypendia ufundowane dla gimnazjalistów – firmie Faurecia. W zajęciach pani Żanety uczestniczyłam jeszcze jako licealistka. W LO, na lekcji biologii, zrozumiałam, że w poznawaniu świata nieodzowne jest samodzielne myślenie.
Sugestia cioci
Planowała studiować architekturę krajobrazu, lecz niespecjalnie uśmiechało się jej wkuwanie na pamięć łacińskich nazw roślinek. Na szczęście Krystyna Merska
z Kępiny, nauczycielka, podpowiedziała jej, że mogłaby studiować edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych na Politechnice Radomskiej. W ramach przygotowań do studiów Anna Daria brała lekcje u Darii Pelhen, znanej artystki malarki, mieszkającej w Grójcu.
– Daria Pelhen – wspomina Merska – jako nauczycielka wykazywała się cierpliwością i łagodnością. Pod jej kierunkiem uczyłam się rysowania postaci, ona sama zresztą mi pozowała.
Dla ziemi grójeckiej
Nie wszyscy akceptowali kierunek studiów, pytając: „Co będziesz po tym robić?” Ona jednak na Politechnice Radomskiej czuła się jak ryba w wodzie, rozwijając warsztat malarski w pracowni profesora Stanisława Zbigniewa Kamieńskiego, zgłębiając filozofię na zajęciach doktora Kazimierza Łyszcza. W 2010 r. na Wydziale Sztuki w Katedrze Struktur Przestrzennych i Teorii Sztuki obroniła pracę magisterską „Wybrani artyści związani z ziemią grójecką”.
– Temat opracowania – podkreśla – nie mógł być inny. Grójeckie to ziemia mojego taty, a w tym czasie pracowałam już w Grójeckim Ośrodku Kultury, należałam do Stowarzyszenia Plastyków Ziemi Grójeckiej. W magisterce zamieściłam m.in. biogramy Darii Pelhen oraz Zofii Markowskiej, grójczanki, uczennicy Mieczysława Rychtera i Szymona Kobylińskiego. W tamtym okresie pani Zofia wielokrotnie wspierała mnie swoim doświadczeniem, m.in. przy organizowaniu wystaw.
Wewnętrzne słońce
Praca dyplomowa Anny Darii Merskiej nosi tytuł „Pejzaże wyobraźni”. Przełomem – na artystycznej drodze – okazał się wyjazd w 2011 r. na plener malarski do Strumicy w Macedonii, będącej miastem partnerskim Grójca. Tam właśnie stworzyła abstrakcje, które bardzo spodobały się Nice Vasilevowi, znanemu malarzowi macedońskiemu, wykształconemu w Polsce.
– Tam – zwierza się – uwierzyłam w siebie. Po powrocie z Macedonii, już w Grójcu, namalowałam kolejny obraz współtworzący cykl „Wewnętrzne słońce”. Nie oddałabym tego obrazu nikomu za żadne pieniądze. Potem przyszły następne cykle: „Dotyk”, „Nowe słońce”, „Nowe źródło”, „Wewnętrzna mapa”. Wybrałam abstrakcję, bo realistyczne odtwarzanie rzeczywistości po prostu mnie nudzi.
Daleko stąd
Zaczęły do niej przychodzić zaproszenia z wielu krajów: Albanii, Austrii, Bułgarii, Cypru Północnego, Grecji, Kosowa, Rumunii, Słowenii, Turcji, nawet z Japonii. Wszędzie tam była, malując, pokazując i zostawiając – w ważnych miejscach – swoje obrazy, poznając ludzi i kulturę, doświadczając gościnności i życzliwości. Za granicą jej twórczość zyskała pozytywne recenzje krytyków sztuki i malarzy takich jak Delia Chausheva (Bułgaria), Mario Berdič Codella (Słowenia) czy Ahmet Özel (Turcja). Malarstwo Merskiej można zaklasyfikować do ekspresjonizmu abstrakcyjnego, kładącego nacisk na podświadomy akt twórczy.
Teraz w Grójcu
Wędrując po świecie, utwierdziła się w słuszności obranej drogi. Zarazem zrozumiała także, że teraz jej miejsce tak naprawdę jest w Polsce, a konkretnie w Grójcu. Tutaj czuje się dobrze, tworząc obrazy i ucząc malarstwa, aranżując wystawy rodzimych artystów w Galerii GOK, czy też warsztaty plastyczne – w ramach Fundacji „Stacja Relacja” – w lokalu przy ulicy Bankowej 3/7, gdzie zresztą mieści się jej Pracownia Artystyczna „PAADM”.
– Jesteśmy tam – tłumaczy – gdzie możemy dawać coś z siebie innym ludziom
i czujemy się potrzebni. Nie umiałabym żyć tylko dla siebie.